W tym roku lawenda zakwitła dużo wcześniej niż zwykle. Szybciej też przekwitła. Na szczęście termin sesji udało się zgrać z jej kapryśną naturą a i pogoda baaardzo dopisała. Wizyta na polu lawendy to prawdziwa uczta dla zmysłów. Połacie fioletowych kwiatów cieszą oczy a zapach będzie na długo w mojej pamięci! Przed Wami kilka (no może trochę więcej) zdjęć z lawendowych sesji, bo zdecydowanie lepiej opowiadam obrazem niż słowami ;)
Bardzo lubię poznańską Palmiarnię jako miejsce na sesję. To doskonałe miejsce na zdjęcia dziecięce, rodzinne czy par. Idealny sposób by znaleźć trochę ciepła zimą czy egzotyki latem. Dobrze czują się też tu dzieci. Przyjemne powietrze. Wilgotność. Możliwość biegania w alejkach, podziwiania roślin czy nakarmienia rybek daje całe mnóstwo luzu dla dziecka (i rodziny) i okazji do uchwycenia pięknych, naturalnych momentów.
Sesje lifestyle.
O co chodzi ze zdjęciami wykonywanymi w domu? I jak w domu, podczas gdy nasz dom, mieszkanie – tu wstaw odpowiednio – „jest w remoncie, ma bałagan, kolorowe ściany, malunki dzieci na wszystkich powierzchniach, miliony zabawek w salonie, 2 metry na 2, nie ma światła”
A jednak. Opowiem Wam czym są, jak rozumiem i wykonuję sesje lifestyle.
Fotografią zawodowo zajmuję się od 2010 roku.
Zdjęcia przez długi czas wykonywałam w moim pełnym naturalnego światła, białym studio z wykorzystaniem różnorodnych rekwizytów.
Usypianie maleństwa i pozowanie go w cudne ułożenia daje bez wątpienia piękne efekty ale wiecie kiedy moje serce najbardziej rosło i rośnie do dziś? Kiedy rodzice tulili maleństwo skupieni przede wszystkim na nim i sobie. Gdy przychodziła wiosna a za nią lato i na sesjach w plenerze rodzice z dziećmi mogli wygłupiać się do woli. Gdy daliśmy kilkulatkowi przestrzeń, czas na zabawę i dużo rodzicielskiej czułości. Po prostu, kiedy pojawiały się emocje, realne momenty! Prawdziwe, niepozowane, niewymuszone czy wystudiowane.
Uwielbiam studyjne, pozowane ujęcia noworodków i starszych dzieci. Ale dla mnie, choć piękne, są obrazkami, często bardzo do siebie podobnymi. Bo prawdziwymi wspomnieniami, które będą wywoływać w Was realne wzruszenia gdy sięgniecie do nich po latach są zdjęcia pełne emocji, naturalne, organiczne – lifestyle.
Każda poza może być powtórzona podczas gdy moment nie.
Naturalne, inspirowane życiem sesje wykonywałam równolegle do tych pozowanych od samego początku, po cichu marząc, by skupić się głównie na nich ale z obawą by zostawić studio. Przekonana, że to sesji studyjnych przede wszystkim oczekuje tzw. rynek.
Wiosną 2017 roku podczas warsztatów fotograficznych, Emily Lucarz, jedna z czołowych fotografek lifestyle zapytała: „what makes your heart sing” – co sprawia, że Twoje serce śpiewa? Odpowiedź na to pytanie ustawiła wszystko na właściwym miejscu. Dlaczego robię zdjęcia. Po co. Pal licho rynek. Rodzina i jej życie nie jest „rynkiem”. Moją misją jest uwiecznianie dla Was realnych wspomnień. Pokazanie i zatrzymanie w czasie cząstki życia i historii. Jej unikalności. Piękna. I choć może wydawać się to górnolotne jako mama, żona, córka wiem jakie to ważne.
Latem minie rok odkąd nie wykonuję sesji w studio i specjalizuję się TYLKO w sesjach lifestyle. Jestem i czuję się na właściwym miejscu.
Wasze dzieci nie będą po latach tak chętnie oglądać swoich pozowanych zdjęć jak tych wspólnych rodzinnych. W albumie moich rodziców szukam przede wszystkim ICH zdjęć ze mną. Jak wtedy wyglądali? Jak się bawiliśmy? Dwuletnia ja głaszcząca mamę po włosach. Jako niemowlę leżąca z tatą na trawie. Razem na sankach. Z tatą którego już nie ma. Przy karmiącej mamie gdy wróciła do domu z moim nowonarodzonym bratem.
W moim albumie rodzinnym, nie pozbawionym pięknych pozowanych ujęć, najwięcej emocji budzą we mnie zdjęcia mojego syna i męża jakimi ich widuję – wspólnie czytających, wygłupiających się, podczas rytuałów charakterystycznych dla naszej rodziny. Mój Max robiący pyzy ze swoją prababcią. Ja trzymająca mojego syna na rękach pierwszy raz, w szpitalu po długiej rozłące. Max tańczący z babcią w kuchni. Mój tata – na jednym z bardzo niewielu zdjęć ze swoim wnukiem – nie pozujący a w interakcji. To są realne momenty do których można w każdej chwili wrócić.
Rodzina się zmienia. Dzieci rosną (zdecydowanie za szybko). Moment na zdjęciu pozostaje nieśmiertelny. Możemy go chwycić i chłonąć.
Jak więc wygląda sesja lifestyle? Czy pozbawiona jest artyzmu, pozowania?
Sesja lifestyle to naturalna, inspirowana życiem sesja. Skupiona na emocjach ale nadal w artystycznym ujęciu. Wasza historia pokazana moim okiem, obserwacją i wrażliwością. Przed sesją otrzymacie kwestionariusz, który pozwoli mi lepiej poznać Waszą rodzinę, rytuały i wzajemne relacje a także nakreśli wspólnie ramy sesji.
Aby wydobyć prawdziwe emocje, realne momenty, otrzymacie ode mnie delikatne prowadzenie w czasie sesji (ale nie sztywne ustawianie i pozowanie). Aktywności, dostosowane do Waszej rodziny, które pozwolą wydobyć autentyczne emocje. To nie musi być nic wielkiego, mogą to być gilgotki, wspólne czytanie, bitwa na poduszki, rodzinne przytulasy. Przez długą część czasu nie będziecie musieli na mnie patrzeć – to ogromna zaleta zwłaszcza dla tatusiów ;)
Czy noworodek nie będzie pozowany? W czasie sesji wykonujemy zdjęcia rówież samego maleństwa. Jest więc układany ale w naturalne pozy. Zazwyczaj na początku sesji, gdy maleństwo jest nakarmione i zdążyło odsapnąć po jedzeniu owijam je (przywożę z sobą kilka owijek) co bardzo dobrze koi dzieci i pozwala im się wyciszyć. Często dzieci zasypiają wtedy. Możemy wykonać zdjęcia nie tylko w objęciach rodziców czy starszego rodzeństwa (zawsze przy asyście dorosłych) ale także indywidualne ujęcia w naturalnym otoczeniu malucha.
Co z mieszkaniem, które nie zawsze wygląda jak z katalogu IKEI?
Po pierwsze – Wasze mieszkanie jest wyjątkowe, najpiękniejsze i najlepsze bo jest WASZE. To tu żyjecie, tu są Wasze emocje i wspomnienia. W sezonie plenerowym sesje wykonywane są też na zewnątrz jednak zawsze zachęcam do ujęć wewnątrz. Moim zadaniem jest tak ująć Wasz dom, by był jedynie pięknym tłem. Wykonywałam zdjęcia praktycznie wszędzie, od ciasnych kawalerek po przestronne wille, z każdym kolorem ścian, w ciemny zimowy poranek i z ostrym letnim słońcem.
Rozwiewam więc obawy o światło – umiejętność znajdowania jego źródeł, interpretacja zastanego oświetlenia, odpowiednie miejsce wykonywania zdjęć a także aparat z matrycą o wysokiej czułości sprawiają, że nie są mi straszne żadne warunki. Klientom powtarzam – jeśli nie mieszkacie w domu bez choćby jednego okna – macie odpowiednią ilość światła :)
Podpowiem Wam jak przygotować dom na sesję. Nie wymaga to nakładów finansowych ani generalnych porządków. Nie potrzeba 120 metrów kwadratowych, wystarczy nawet kawalerka. Jedno okno. Kanapa, kawałek podłogi lub łóżko rodziców :)
Porównując sesje w studio i w Waszych domach widzę dużą różnicę na korzyść tych drugich. W domu jesteście dużo bardziej wyluzowani (a wiem, że sesja jest często dla Was stresem). Dzieci w domach szybciej i lepiej zasypiają – sesja noworodkowa w domu trwa zazwyczaj około 2 godzin w czasie których uzyskujemy dużo więcej różnorodnych ujęć i praktycznie zawsze noworodek zasypia choć wcale tego nie wymagam (bo tu liczy się także interakcja dziecko-Wy) podczas gdy sesje w studio często trwały 4 godziny i więcej by wykonać kilka póz (usypianie dziecka).
Starsze dzieci najlepiej czują się na swoim terenie. Kilkulatek w domu daje sobie robić zdjęcia! (nastolatek też) :D Dzieci nie są przymuszane do pozowania, mogą bawić się, skakać, wygłupiać z rodzicami i ze mną. Dostają tyle przestrzeni i przerw ile potrzebują.
Sesja w domu jest relaksem. Zabawą i sposobem na wspólne spędzenie czasu.
Dziękuję Wam za możliwość tworzenia namacalnych wspomnień. Ujrzenia i przekazania na matrycę aparatu części Waszej historii.
Do zobaczenia na sesji!
Małą A. odwiedziłam z aparatem w domu spory kawałek czasu temu :) Dzięki zgodzie jej rodziców za którą ogromnie dziękuję, dziś pokażę Wam kilka zdjęć z tej sesji. Zaufanie jakie otrzymuję od rodzin, możliwość uczestniczenia i udokumentowania tak ważnych momentów w ich życiu oraz czerpanie dobrej i pięknej energii to wspaniałe elementy mojej drogi :)
Z rodziną Kasi poznaliśmy się na sesji noworodkowej drugiej córeczki jeszcze w studio. Było dla mnie więc wielką radością móc spotkać ich ponownie, już w pięcioosobowym składzie – tym razem w domu. Franek, najmłodszy członek rodziny w zasadzie przespał większość sesji ale jego starsze siostry, rodzice i ja mieliśmy masę radości i zabawy w czasie wykonywania zdjęć <3
Sesja zdjęciowa Sofii i jej braciszka była przede wszystkim świetną zabawą :) Były pomarańcze, skakanie, zabawa w chowanego ale także siostrzano-braterskie sprawy i tajemnice.
Rodzina. Opowieść. Sesje domowe, lifestyle, mają w sobie ogromne pokłady uczuć, emocji. Rodzice Marysi sesję zdjęciową otrzymali w prezencie – uważam, że to jeden z najpiękniejszych podarunków. I wcale nie dlatego, że kieruje mną pycha czy przekonanie, że to ja, fotograf jestem takim wspaniałym podarkiem ;) Ale dlatego, że same zdjęcia – ich w trójkę – będą namacalną pamiątką. W domu jesteśmy naturalni, prawdziwi, w domu toczy się nasze życie, w domu tworzy się i rozwija nasza rodzina. To w domu są nasze wspomnienia a moment w czasie, który uwieczniamy na zdjęciach niezmiennie trwa i można go chwycić dziś, za 10 czy 30 lat.
Uwielbiam kiedy podczas sesji towarzyszy nam każdy członek rodziny – także ten czworonożny. Jestem pewna, że dorastanie w towarzystwie Butchera będzie dla Borysa jeszcze piękniejsze :)
Ignaś
Ignaś w czasie sesji był juz całkiem sporym w sensie wieku noworodkiem. Miał kilka tygodni a spójrzcie jaki był spokojny i zrelaksowany. Blisko mamy, taty i starszej siostry spał jak suseł. Kolejny raz upewniam się, że Wasz dom to najlepsze miejsce na sesję. Choć zawsze zapewniam rodziców, że, w przeciwieństwie do studyjnej sesji noworodkowej, sen dziecka nie jest naszym priorytetem (bo obudzone dziecko to interakcje) to jednak przeważnie dzieci ucinają sobie długą drzemkę i nie uwierzycie jak szybko w nią zapadają.
Poniżej duuużo zdjęć z sesji domowej Ignasia i jego rodzinki <3
Za każdym razem gdy dodaję wpis na bloga w mojej głowie kłębi się milion słów, które chciałabym Wam przekazać uzyskując koniec końców pełne ekscytacji zdania o tym jak cudowna to rodzina, jak wyjątkowe dzieci, jak bardzo lubię to co robię. Wierzę, że czytanie tego może przyprawić o zawrót głowy i pomyśleć można, że takie to wszystko górnolotne, ale co zrobić, kiedy to zawsze jest prawda po prostu z głębin serducha? I kiedy autentycznie i szczerze uwielbiam rodziny które przychodzi mi fotografować? Uważam, że bez serca, bez fotograficznej „chemii” (i nie mam tu na myśli wyposażenia fotograficznej ciemni ;)) pomiędzy mną a Wami nie ma takich efektów. I ze schowanym za aparatem okiem często się uśmiecham, nierzadko wzruszam.
B. i R. poznałam podczas sesji noworodkowej. Dwie Fighterki, skrajne wcześniaki. Zobaczcie jak fajnie rosną. Ubóstwiam tą rodzinę <3